Zainspirowany postem Dzika o ogrzewaniu gruntu postanowiłem przeprowadzić test na nagrzewanie się kabla grzejnego w peszlu oraz bez peszla.
W charakterze owego peszla użyłem węża LDPE do systemów nawadniających.
Powierzchnia węża, co jest do przewidzenia z racji większej powierzchni, nagrzewa się do temperatury niższej niż kabel grzejny. To wydaje mi się korzystne. Fragment węża, przez który przeprowadziłem kabel w dotyku jest wyraźnie ciepły.
Dzięki zastosowanie takiego specyficznego peszla zyskujemy swobodę dysponowania przewodem grzejnym, a ponadto ów przewód o wyższej temperaturze nie ma bezpośredniej styczności z korzeniami rośliny.
Do testu użyłem przewodu grzejnego 10 W/mb.
Temperatura pomieszczenia, w którym dokonywałem pomiarów to około 21
oC.
Czujniki termometrów przywiązałem do mierzonych elementów.
Warto pamiętać, że taki sposób pomiaru zaniża temperaturę, bo czujnik jest częściowo chłodzony przez otaczające go powietrze. Trzeba też zdać sobie sprawę, że grunt o dobrej przewodności cieplnej szybciej odprowadzi wydzielane ciepło niż powietrze i temperatury przedstawionych „grzałek” osadzonych w gruncie powinny być niższe.
Ten system spodobał mi się na tyle, że sam prawdopodobnie zastosuję u siebie taki sposób ogrzewania gruntu, jeśli tylko uda mi się kupić kable grzejne na wymiar.
Licząc dla przedstawionego wyżej przypadku granicę w nieskończoności otrzymujemy odpowiednio:
lim T(t)
peszel = 32.5
oC
t → +∞
lim T(t)
kabel = 37.4
oC
t → +∞
Są to maksymalne temperatury (choć zaniżone), do których rozgrzałyby się elementy w powietrzu przy temperaturze otoczenia 21
oC.
Jak widać z eksperymentu powierzchnia peszla z rurki LDPE z powodzeniem może pracować w charakterze grzałki gruntu.