Przykra sprawa.Washingtonia którą miałem od nasionka mając 3,5 roku ,po pierwszej zimie w gruncie padła. Ale od początku.
Z perspektywy czasu analizując krok po kroku stwierdzam ,że popełniłem masę błędów które się do tego przyczyniły.
Sprawa nr.1 to ucięcie liści. Miałem problem ze związaniem ich aby móc nałożyć siatkową osłonę z wężem grzewczym i zdecydowałem się uciąć większość liści. To był błąd-nie powinienem był tego robić ,a osłonę pomyśleć w inny sposób. Ucięte liście wyjątkowo narażone były na infekcję przy dostaniu się w te miejsca wilgoci. I tak tez się stało.
Sprawa nr.2 to zbyt późno ją osłoniłem bo na początku grudnia ,a myślę że powinienem był to zrobić miesiąc wcześniej. Temperaturowo było OK. gdyż nie miałem większych przymrozków ale wiadomym jest że jesień, wilgoć i niskie temperatury w okolicach zera to zagrożenie dla tej palmy.Powinna być szczelnie osłonięta od wilgoci dużo wcześniej. To palma która w suchym ,w okresie kiedy nie rośnie świetnie sobie radzi, nadmiar wody w niskich temp. nie jest tu wskazany.
Sprawa nr.3 to osłona czyli big bag. Tak jak już wspominał arundo nie chroni on przed wilgocią. Jako bariera przed chłodem zdał egzamin, termostat był nastawiony na temperatury pomiędzy +2C a +5C i tak w środku było ,ale woda opadowa lała się po nim wdzierając się do środka ,może nie kapała na palmę ale powodowała nadmiar wilgoci w środku.
Sprawa nr.4 to brak wentylacji.Tu pofolgowałem sobie wyjątkowo.Wydawało mi się że big bag jest tak zrobiony, że z automatu jakaś mała wymiana powietrza pomiędzy wnętrzem ,a zewnętrzem następuje. Nic bardziej mylnego, nawet jeśli tak to jest to wymiana nieefektywna aby wysuszyć nadmiar wilgoci jaki był w środku.
Sprawa nr.5 to brak nadzoru. Nie zaglądałem do środka tygodniami i to był błąd bo widząc problem wcześniej mógłbym szybciej reagować tzn.rozchylać big bag w momentach kiedy temperatura na zewnątrz była na plusie czy w ostateczności wykopać palmę wcześniej zwiększając jej szanse na przeżycie.
Podsumowywując washingtonia to nie trach, tu nie można w naszym klimacie półśrodkami.
Musi być całą zimną część roku dobrze osłonięta, chroniona zarówno przed mrozem jak i wilgociąCo ciekawe trachycarpus tesan rosnący obok pod tą samą osłoną przetrwał zimę świetnie. Washingtonia umiejscowiona była tak ,że miała pod big bagiem bardziej sucho i mimo tego cała spleśniała a trachycarpus tesan mimo że woda dosłownie z big baga kapała mu na liście ,a po otwarciu osłony czułem rozchodzący się w koło swąd pleśni wyglądał bez zarzutu.
Fotorelacja:
19.02.2013-pień wygląda dobrze
Żywa tkanka cała zainfekowana, nieco wcześniej uciąłem 3 liście będące całe w pleśni, ale to jedynie odwlekło w czasie infekcję która dopadła najmłodszy nierozwinięty liść i miejsca ucięcia.
Następnym ruchem było ucięcie całego pnia, nawet tak nisko widac zmiany.Podlałem palmę tez związkiem grzybobójczym i zwiększyłem temperaturę wokół niej
Osłoniłem dodatkowo przed wilgocią
Niestety nie było pozytywnego skutku, zdecydowałem się ją wykopać
Korzenie palmy były zdrowe
Po wyjęciu z gruntu umiejscowiłem ją w bardzo słonecznym ciepłym miejscu, było jednak za późno
Ciemniejsza część pnia coraz bardziej ciemniała i cały pień pokrył się pleśnią, tu zdjęcie wczesniejsze bo tamto ohyda
Oto fotki tracha tesana rosnącego obok 27.02.2013:
Podjąłem decyzję iż w miejsce washingtonii posadzę trachycarpusa wagnerianusa, jest już w drodze
Jest to palma niezwykle ładna i podobnie bezproblemowa jak pokazany tu trachycarpus tesan.
Zrozumiałem jedno-nie chcę mieć palm schowanych pod osłoną przez pół roku i podejmując taką decyzję tym się kierowałem.
A pokazana tu historia niech będzie przestrogą dla przyszłych hodowców washingtonii w gruncie w tym nieprzyjaznym klimacie.Dodam jeszcze ,że obecna zima 2012/2013 okazała się u mnie nie tyle mroźna co niezwykle wilgotna.