Kwiatostany mojego szorstkowca na dzień 10 maja.
Palma wygenerowała ich aż cztery. Niestety wyglądają na kwiatostany męskie.
Palma wydaje się Hiszpanem, a nie Hiszpanką. Straszliwa posucha na trachycarpusią płeć piękną. Jak do tej pory nikt nie pochwalił się żeńskim kwiatostanem.
Tym niemniej to kwitnienie bardzo mnie cieszy. Niechybnie jest to znak, że palma czuje się u mnie dobrze.
Poniżej moja kordylina, która na pomimo utraty środkowych liści na początku marca przetrwała zimę. Od ostatniego zdjęcia młode listki wysunęły się o około 5-7 cm, a przecież to stan na zaledwie 10 maja.
Cieszy mnie przetrwanie tej rośliny. Bilans mam pozytywny. Nie zabiłem żadnej rośliny w gruncie od zimy 2009/2010.
Kilka dni po wyciągnięciu liści podniosłem temperaturę w osłonie (opony) na pełny regulator (czyli +20 C) przy jednoczesnym uchyleniu pokrywy na stałe. Trochę obawiałem się, że wyższa temperatura może wzmóc ewentualny rozwój pleśni. Pomyślałem jednak, że skoro roślina w takim stanie potrzebuje temperatury i słońca to zapewnię jej choć temperaturę. Ostatecznie trudno mi o werdykt czy było to pomocne czy tylko nie zaszkodziło bardziej, ale
pozytywne doświadczenia Andresa z jego waszyngtonią mogą być potwierdzeniem, że podniesienie temperatury pod osłoną jest korzystne dla rośliny w stanie ciężkim. Temperaturę podniosłem w połowie marca. Osłonę zdemontowałem 8 kwietnia.
Jest niezbitym faktem jest, że
Cordyline australis przetrwała drugą zimę w gruncie.
Mam nadzieję, że
upgrade osłony wyeliminuje problem, który spowodował wypadnięcie środkowych liści. Planuję dla niej w tym roku
to samo co dla małej waszyngtonii czyli dodatnie układu mikrocyrkulacji.