Ładny kącik jukowo-palmowy, Martin
. Prawie jakby w gruncie
.
Ja to pewnie poszłabym na całość w oszustwie i tak przysypała doniczki korą lub ziemią żeby nie było poznać, że tam w ogóle są
. A co!
Widzę teraz, że moja gloriosa nie jest już jaśniejsza od twojej, a nawet powiedziałabym, że ciut ciemniejsza. Wygląda zatem, że wszystko z nią w porządku. 9 dni po przesadzeniu jej do żyznej ziemi oraz regularnym nawadnianiu (nawet obfitym!) stwierdzam, że moja yucca zaczęła rosnąć w oczach, jest też mniej „oklapnięta”.
Nie jest zatem prawdą, że te rośliny bezwzględnie wymagają suchego, piaszczysto-kamienistego podłoża. Z tego co czytałam na niemieckich stronach wynika, iż wiele osób poddaje ich sukulentność w wątpliwość, a już niektóre odmiany jak np. thompsoniana wyraźne wymieniane są jako na pewno nie należące do sukulentów. Tylko ze względu na przynależność do agawowatych traktuje się je często jak kaktusy, co wyrządza im dużą szkodę. Juki przystosowały się do przetrwania w ciężkich nieraz warunkach, ale „przetrwanie” nie oznacza, że nie mogłoby im być lepiej. Wielu hodowców zauważyło eksperymentalnie, że w żyznej, dobrze nawożonej ziemi, ze sporą ilością wody w okresie wegetacji juki rosną wielokrotnie szybciej, są ładniejsze i osiągają większe rozmiary niż rośliny uprawiane wg. „tradycyjnych” schematów dla tego gatunku.
Aktualną sytuację i dyskusję w sprawie uprawy juk porównuje się często do sytuacji sprzed paru lat, gdy panowało ponoć ogólne zalecenie, aby trachycarpusy uprawiać w suchym, piaszczysto-żwirowym podłożu i bardzo oszczędnie podlewać. One funkcjonowały w tych warunkach jakoś oraz wypuszczały w sezonie 3-4 liście co było uznawane za normę. Dopiero po wielu eksperymentach, czasem przypadkowych, okazało się że im więcej wody trachy dostają w sezonie i im bardziej żyzna gleba, tym lepiej rosną i obecnie norma dla ilości nowych liści w sezonie jest już zupełnie inna. Wszystko wskazuje na to, że juki będą kolejnym gaunkiem, u którego trzeba będzie nieco uaktualnić informacje odnośnie sposobu uprawy.
Inną sprawą oczywiście jest kwestia zimowania i podatność juk na gnicie w czasie mrozów i wilgotnych zim. Tu też rozważa się możliwość iż to jednak nie wilgoć jest głównym winowajcą, a mróz przekraczający możliwości danej rośliny. Niektórzy dowodzą, że to zbyt duży mróz uszkadza tkanki wewnętrzne juki, a w momencie gdy mróz mija i temperatura zaczyna wzrastać roślina zaczyna pobierać wodę do uszkodzonych tkanek, co je jeszcze bardziej uszkadza, jednocześnie z postępującym procesem gnicia. Juki zimowane pod dachem, całkowicie pozbawione wody przez wiele zimowych miesięcy zwykle nie doświadczają również aż tak wysokich mrozów jakie panują na zewnątrz (choć te parę – paręnaście stopni poniżej zera zwykle mają), dlatego mogą przetrwać, choć jest to dla nich niezmiernie trudny czas i wychodzą z takiego zimowania zawsze osłabione. Długo trwa też ich powrót do formy i wznowienie wegetacji wiosną. Niektórzy eksperymentatorzy dowodzą, że zimowanie juk w temperaturach „znośnych” dla danej rośliny bez pozbawiania ich wody w czasie gdy nie ma mrozów przynosi im więcej pożytku niż szkody. A już zimowanie juk pod dachem w temperaturach powyżej 0
oC w całkowicie przesuszonym podłożu zupełnie mija się z celem i może te rośliny bardzo osłabić a nawet zabić.
Tak więc, dyskusje trwają, niektórzy miłośnicy juk oraz zwolennicy „tradycyjnego” traktowania tych roślin usilnie szukają, w przypadku wielu odmian bez sukcesu, części tych roślin, które mogłyby być sukulentem. Znalazłam wiele dowodów na to, że takie odmiany jak gloriosa (ale zwykle nie variegata) oraz thompsoniana mogą być swobodnie uprawiane u nas w gruncie, bez żadnych „cudownych” drenaży, zadaszeń i okrywania.
Co do drenażu, to też opinie są podzielone. Ja skłaniam się ku podejściu, iż taki zwykły „drenaż” polegający na wsypaniu pod roślinę gruzu czy żwiru przynosi jej znacznie więcej szkody niż pożytku. Jeśli wokół dołu z „drenażem” oraz pod nim jest normalna twarda, nieprzepuszczalna gleba to woda i tak będzie się zbierała pod, wewnątrz, a nawet ponad „drenażem”, natomiast korzenie rośliny prędzej czy później sięgną tego gruzu na dnie i nie tylko będą stały w wodzie, ale i niezbyt będzie im w tym gruzie wygodnie. Korzenie juk rosną dość głęboko gdyż rośliny te zwykle w głębinach poszukują wody, której w naturalnym ich środowisku jest zbyt mało na powierzchni. Jedyny sens miałby głęboki, prawdziwy drenaż z odprowadzeniem wody do kanalizacji. Tego rozwiązania jednak standardowo się nie stosuje. Ci, którzy z powodzeniem uprawiają juki w gruncie, beż żadnych drenaży, robią zwykle dość spory dół (i/lub podnoszą rabatę w stosunku do poziomu gruntu) i mieszają tam swoją ziemię ogrodową z dodatkami czyniącymi ją bardziej przepuszczalną i lekką.
Takie rozwiązanie postanowiłam zastosować, bez żadnych gruzów na dnie. Mieszanka będzie zawierała oczywiście tylko minimalne ilości mojej ziemi ogrodowej, bo to sama glina. W towarzystwie thompsoniany (Martin, te namiary na sklepy chętnie ujrzę na pw
) i agawy, mam nadzieję że będzie tam mojej gloriosie dobrze. Co do zadaszenia zimą, to raczej będzie to, i pewnie tylko przez pierwsze 2-3 sezony, jakaś skromna foliowa konstrukcja.
To tak w telegraficznym skrócie, o tym co mi zostało w głowie po "spacerku" przez niemieckie strony o uprawie juk
.