Z tego co czytam to ten piec gazowy i kaloryfery są w ogóle zbędne.
Ale jak rozumiem to takie " w razie czego".
„W razie czego” to raz, a dwa, że jednak zimą trzeba czasem jakoś wodę do mycia zagrzać, bo bywa, że słońca długo nie widać, a jak jest to krótko. Kaloryfery są też przydatne wtedy, gdy nikomu nie chce się ruszyć 4 liter aby w kominku napalić
.
Artemido, skoro latem „pompujesz” ciepło do gruntu to trzeba było pomyśleć i o kolektorze gruntowm. Zimą można było je odbierać i ogrzewać nim dom.
Mąż cały czas mówi, że w następnym domu zrobi jeszcze tysiąc innych, dodatkowych rzeczy, które w tym „zapomniał” lub „zepsuł”
. W myśl zasady, że pierwszy dom buduje się dla wroga, drugi dla przyjaciela, a trzeci dopiero dla siebie. Wiadomo, że ten pierwszy to poligon doświadczalny. Na szczęście ten nasz aktualny dom to jego drugi, więc nie jest aż tak źle
.
Poza tym z tego co czytam to Twój mąż ma różne ciekawe pomysły. Jakby udało Ci się zaprząc tę jego pomysłowość do budowy zabezpieczeń zimowych dla palm to mogłabyś mieć na przykład ładnego daktylowca przy basenie. Warte chyba przynajmniej rozważenia.
Fakt, mój mąż ma wiele talentów, zwłaszcza technicznych, ale jednego mu na pewno brak – całkowicie nie potrafi „dogadywać się” z roślinami
. Wystarczy, że spojrzy na jakąś, a ona zaraz umiera
. Dlatego cały ogród to moja domena, a na moje pomysły egzotyczno-palmowe patrzy wciąż trochę bykiem, choć niezbyt groźnie na szczęście. Drobnymi kroczkami go urabiam i dziś nawet odtrąbiłam pierwszy sukces, o którym napiszę przy moich palmach. Więc w sprawie ewentualnych zabezpieczeń dla palm, będę musiała go „podejść” i być może zrobi to „dla swojej kochanej żony”
. Bo wszystko, co robi w ogrodzie, robi oczywiście „dla mnie”
. Twierdzi, że jemu wystarczyłby goły trawnik i przynajmniej nie musiałby wtedy omijać setek roślin przy koszeniu
. Aktualnie, w „międzyczasie budowy basenu”, robi „dla mnie” automatyczne podlewanie ogrodu, z programowaniem każdego spryskiwacza i innymi cudami na kiju. Więc na razie muszę się powstrzymać z kolejnym „koncertem życzeń” i nie opowiadam mu o budowie zabezpieczeń dla palm. Jak już będzie gotowy basen, podlewanie ogrodowe i ogrodzenie, które też robi „w międzyczasie”, to może zacznę go „masować” w sprawie domków dla palm
.
A co do daktylowca, to chyba o wilku mowa....
.