Wszyscy już zapomnieli dawno o osłonach, a ja ostatnio jedną dopiero rozebrałem.
Powód tak długiego trzymania osłony wyjaśniałem wielokrotnie: chęć „podciągnięcia” mojego oczka w głowie, palmy
Butia capitata. Ta ciepłolubna panna znakomicie czuje się w temperaturach +30 C i więcej, które zapewniał jej domek. Zaś osłona jest w takim miejscu, że nie widzę jej z okna.
Mały daktylowiec po zimie tradycyjnie bez zarzutu.
Sagowcowi pożółkły pierwsze „sklepowe” liście. Postanowiłem je obciąć. W tym roku na pewno bardziej o niego zadbam - zgodnie z sugestią Andresa - podlewanie, nawożenie itp.
A butia?
Liścia co prawda nie wypuściła, ale „dzida” wysunęła się o jakieś 30-40 cm. Ostatniego liścia wypuściła we wrześniu 2013 i to zapewne jest powodem, że na pierwszy tegoroczny będę musiał jeszcze poczekać.
Po raz pierwszy jestem całkowicie i w 100% zadowolony z zimowania. Palmę odpakowałem dokładnie w takim stanie jak zapakowałem.
Nie usechł ani jeden liść.
Na ubiegłorocznych liściach nie ma ani jednej plamki grzybowej.
Bardzo mnie cieszy, że moje starania wreszcie przyniosły efekt. Teraz może być tylko lepiej.
Co prawda wciąż ma stare, porażone grzybem liście, ale w miarę wypuszczania nowych będę sukcesywnie je wycinał.
Miałem już chwile zwątpienia jeśli chodzi o tę palmę, ale wszystko wskazuje na to, że w Będzinie będzie rosła piękna i okazała butia.
W tym roku oczywiście powtórka z roku ubiegłego: prewencyjnie fungicydy, niemiecki nawóz i cudowne mikstury. Oby tylko upalne lato dopisało do kompletu.
Oleander jak widać kwitnie, ale na razie go cieniuję by UV nie poparzyło młodych przyrostów.