Całe życie mieszkam na wsi, niedaleko lasu. Wokół mnie jest dużo nieużytków, ugorów, od dzieciństwa często przebywałem w lesie, zbieranie jagód, grzybów a do dnia dzisiejszego systematycznie biegam w nim. Zdarzało się, że znajdowałem na swoim ciele po kilka kleszczy, już dosyć mocno wgryzionych. Sprawę bagatelizowałem, jak większość moich znajomych. W ubiegłym roku zrobiłem standardowy test, który wykluczył boreliozę, niestety dwoje moich znajomych nie miało tyle szczęścia co ja. Pamiętam jak jeden z moich kolegów przez kilka lat skarżył się na bóle mięśni, stawów, osłabienie, to doprowadziło go do depresji, a następnie zaczął nadużywać alkoholu. Co się okazało w przeszłości ugryzł go kleszcz, jak już dostał rumień po kilku dniach poszedł do lekarza, dostał antybiotyki. Niestety po 3 dniach przestał je stosować. Z kolei moja znajoma przez dłuższy okres czasu w nocy mdlała, niektóre części ciała drętwiały jej, a nawet zdarzało się, że nie mogła wypowiedzieć jednego wyrazu. Diagnoza - kleszcz sprzedał jej wszystko co miał do zaoferowania. Dużo osób przebywa często w lesie, ale mało komu przychodzi do głowy żeby się zbadać.