Osłona ma około 4 metry wysokości.
Uwaga o wygiętych liściach jest słuszna. Już w zeszłym roku pękł (całkowicie) jeden liść.
W tym roku dwa pękły "lekko" (widoczne na zdjęciu).
Zakładam, że doszedłem do jakiejś granicy ugięcia przy osłonie o średnicy nieco mniejszej niż granitowa obwódka. Liście będą się łamać przy próbie ich wiązania.
Nie jest to jednak powodem mojego zmartwienia. Daktylowiec wygląda dobrze (sam widziałeś). Liści ma sporo - łamiące się liście będą zatem sukcesywnie wycinał utrzymując obecną jego formę.
Daszek musiałem wyremontować, bo przez lata użytkowania rurki pp uległy deformacji pod wpływem naprężeń, a poza tym moja kotka urządzała sobie czasami spacery po Warowni i plandeka daszku była częściowo potargana. Białą linką nadałem odpowiedni kształt rurkom. Poza tym w celu lepszej termoizolacji "pustkę" wypełniłem zwiniętymi w kłąb cienkimi foliami malarskimi i starymi kawałkami folii pęcherzykowych. Nieznacznie zwiększyło to wagę, ale daszek założyłem równie łatwo jak w ostatnich latach. Powinno to natomiast ograniczyć straty ciepła związane z konwekcją powietrza w "pustce".
Osobną sprawą jest natomiast ogrzewanie i jest to temat zasługujący na osobny post lub nawet osobny wątek.
Teraz tj. 28 listopada o godzinie 20:48 termometr pokazuje -4.0 C, a ja zamiast nadmuchu pod termostat podłączyłem "farelkę" 2000 W.
W przypadku kotła węglowego sprawa była niezwykle prosta. Sterowałem jednym parametrem - temperaturą wody zasilającej układ c.o., a woda krążyła w układzie cały czas, bo ogrzewał ją palący się węgiel.
Inaczej jest w przypadku kotła gazowego. Jest on włączany lub wyłączany w zależności od potrzeby - sterowany jest termostatem umieszczonym w mieszkaniu. Ponadto termostat ten "pilnuje" by temperatura wody zasilającej nigdy niż była większa niż (bodajże) 55 C, bo ogrzewanie podłogowe z definicji jest niskotemperaturowe i ma potężną bezwładność - może nie pracować przez długi czas, podczas gdy podłoga powoli oddaje ciepło. Kocioł gazowy pracuje na zasadzie włącz/wyłącz zupełnie jak kabel grzejny.
Zatem w najprostszym wariancie nigdy nie miałbym na nim temperatury wyższej niż 55 C i kocioł mógłby nie pracować (bo sterownik w mieszkaniu by go wyłączył) wtedy, gdy palma potrzebowałaby nadmuchu.
Mój układ jest zatem bardziej skomplikowany, ma "mieszacz, "sprzęgło", dwa niezależne sterowniki i dwie niezależne tajemnicze skrzyneczki z elektroniką świecące zieloną, led-ową obwódką.
W praktyce są to dwa oddzielne centralne ogrzewania. Wszystko jest już zamontowane, natomiast jutro przychodzi "magik" od Junkersa żeby podłączyć elektronikę drugiego centralnego do kotła.
Wszystko wskazuje na to, że nadmuchu będę się musiał jeszcze raz nauczyć. Jak opanuję technikę posługiwania się nadmuchem pracującym w oparciu o kocioł gazowy, rozwiązanie owo opiszę.