Temat wydzielony z wątku "Poletko eksperymentalne - trachycarpus"
Nie myślałeś o tym żeby zacząć handlować takimi wyselekcjonowanymi roślinkami.
Ja bym na pewno chciał kupić taką sadzonkę.
Przynajmniej miałbym pewność, że w Polsce dorastała.
Jeżeli wszystko pójdzie dobrze i nie padną wszystkie pierwszej zimy to na pewno będę mógł się podzielić z kilkoma osobami z forum.
Jeżeli zostaną mi duże nadwyżki to będę mógł je sprzedać.
Jednak zbycie nadwyżek, a handel to dwie różne rzeczy.
Od 13 lat pracuję przy komputerze i czasami mam dosyć.
Mam też czas, by zrobić przerwę i np. podlać rośliny w ogrodzie, gdyż pracuję w domu.
Myślałem nie raz o częściowej zmianie działalności i zajęciu się roślinkami, ale nie jest to takie proste.
Sprawy formalne:
Wykonuję usługi dla firm, więc nie muszę mieć kasy fiskalnej.
Gdybym chciał rozszerzyć działalność o sprzedaż roślin kasa fiskalna byłaby konieczna.
Chyba, żebym został rolnikiem...
Produkt:
Myli się ten, kto uważa, że można wyżyć siejąc 1 000 nasion.
Potrzebne byłyby znacznie większe ilości, rzędu kilkudziesięciu tysięcy, a co za tym idzie odpowiednie zaplecze:
ziemia, dozór, ewentualne podlewanie, osłona zimą.
Można też wysiewać po kilka tysięcy co roku i w ten sposób mieć młodsze i starsze rośliny.
To jednak wymaga już większego nakładu pracy, niż hobbistyczne poletko przy domu.
Sprzedaż:
Od kilku lat, podobnie jak Wy, kupuję w różnych sklepach wysyłkowych, centrach ogrodniczych, więc widzę jak ta branża działa.
Nie jest to łatwy kawałek chleba.
Kto prowadzi taką działalność jako rolnik nie musi martwić się o podatek dochodowy, wysoki ZUS, VAT.
Widuję sprzedawców na targach ogrodniczych, którzy jeżdżą z towarem po całej Polsce i nie jest to łatwe (furgon, często kilkaset kilometrów, druga osoba do pomocy, itp.).
Sprzedaż wysyłkowa to także problem kosztu i czasu poświęconego na pakowanie, nadawanie na poczcie, itp.
Co innego jednak wysyłać produkt warty 300 pln (np. zderzak samochodu: widuję u nas na poczcie takich sprzedawców),
a co innego duże ilości małych palemek po kilkanaście, kilkadziesiąt złotych.
Działając na małą skalę nie zarobi się wiele.
Jedyna droga to stopniowy rozwój przy zapewnionym innym źródle dochodu, aż wreszcie taka działalność ogrodnicza stanie się bardziej dochodowa.
Jeżdżę po różnych sklepach ogrodniczych i poza sezonem wiosennym najczęściej są tam pustki lub pojedyncze osoby.
Działalność jest wysoce sezonowa.
Najciekawszym modelem wg mnie jest duży ogród/park pokazowy, a obok szkółka roślin, może kawiarnia.
Coś takiego sprawdza się np. w Dobrzycy pod Kołobrzegiem. Jednak i tutaj praca jest sezonowa.
Oczywiście mógłbym latem pracować przy roślinach, a jesienią i zimą robić tłumaczenia, ale na razie nie jestem na to gotowy.
Nie mam też takiego charakteru, by np. na allegro zachwalać pojedyncze nasiona i kasować za to kilkanaście złotych.
Nie kupuję u takich sprzedawców i nie chciałbym takim zostać.
Żeby być dobrym sprzedawcą trzeba trochę "naściemniać" (sprzedawca marzeń
)
Słowem: na małą skalę nie da się z tego wyżyć.
Może Biedny Miś podzieli się tutaj swoimi spostrzeżeniami.