Z tym zwalczaniem jakiegoś gatunku drugim sprawa może być śliska. Bywało tak już przecież, że w celu zwalczenia zawleczonego gatunku sprowadzano jego naturalnego wroga. A potem okazywało się, że tenże wróg zaczynał się rozsmakowywać w jakimś gatunku rodzimym co powodowało, że takie działanie zamiast pomagać w konsekwencji okazywało się być bardziej szkodliwe. Na przykład w celu zwalczenia szczurów, sprowadzano koty, które zaczynały pożerać lokalne ptactwo, często endemiczne.
Co do tego czy ludzie są największymi szkodnikami też można polemizować.
Każdy gatunek, na wszelkie możliwe sposoby, stara się zająć
całą dostępną przestrzeń. Kosztem oczywiście innych gatunków. Różnica jest tylko taka, że my potrafimy się nad tym zastanowić. Nie twierdzę, że nie powinniśmy chronić rzadkich, wymierających gatunków. Powinniśmy. Jednak tak naprawdę w ludzkiej ekspansji nie ma nic zaskakującego, nic nieoczekiwanego.
Biosfera naszej planety nie jest czymś stałym, niezmiennym. Wymierają gatunki, ba całe taksony. Wymarły trylobity, terapsydy, dinozaury i pterozaury. Wymarły epiornisy i smilodonty. Wilki workowate i basilosaurusy. Wymarły mamuty. Lista można ciągnąć i ciągnąć. Znacznie więcej gatunków wymarło niż żyje obecnie. Mało tego. W historii życia na ziemi zdarzały się dramatyczne momenty tzw. wielkie wymierania. Chyba najsłynniejszym jest wymieranie permskie, podczas którego z powierzchni ziemi zniknęło około 90% wszystkich gatunków. Jedna z bardziej efektownych hipotez na temat jego przyczyn mówi, że w Ziemię trafił kosmiczny dżet, który uszkodził atmosferę (warstwę ozonową) czyniąc ją przeźroczystą dla zabójczego ultrafioletu. Nic co nie mogłoby się zdarzyć obecnie. Taki dżet, zwany też rozbłyskiem gamma, powstaje w wyniku wybuchu supernowej lub kolizji w układzie złożonym z dwóch gwiazd neutronowych. Takich rozbłysków astronomowie rejestrują obecnie kilka czy kilkanaście dziennie. Na szczęście nie są skierowane w naszą stronę i są za daleko. Ale taki na przykład układ, oznaczony jako WR 104, znajduje się już w odległości „tylko” 8 tys. lat świetlnych. O ile oś rotacyjna takiego układu byłaby skierowana w stronę Ziemi to w przypadku kolizji w tym układzie byłaby powtórka z permu. Bez najmniejszego ostrzeżenia, nie mówiąc już o możliwości zapobieżenia takiemu wydarzeniu.
Idąc już w totalne sf, gdyby ludzkość kiedykolwiek nauczyła się kontrolować takie układy, kierując je w „pożądaną” stronę, to byłaby to prawdopodobnie najpotężniejsza broń we Wszechświecie, zdolna niszczyć całe światy.
Masowe wymierania, masowymi wymieraniami, ale przecież gatunek może zniknąć z o wiele mniej efektownych powodów. Przegrywając konkurencję z innym gatunkiem. Co może nastąpić w wyniku nieprzewidzianego zdarzenia losowego. Na przykład, utworzył się pomost lądowy pomiędzy Azją i Ameryką. Dzięki temu bytujący na terenie dzisiejszej Mongolii amficjon przedostał się w oligocenie na teren Ameryki, po czym wygrał konkurencję z tamtejszym szczytowym drapieżnikiem, entelodontem, spychając go w niebyt.
Jest taka hipoteza, zwana hipotezą czerwonej królowej, która między innymi mówi, że czas zaistnienia jakiegoś gatunku jest... przypadkowy.
Dobra.
Zdaję sobie sprawę, że zrobiłem spory offtop, ale oczekuję na wyjazd i napisanie tego posta pozwoliło mi spędzić czas nie nudząc się.
Odnośnie artykułów-widm to problem oczywiście jest. Trzeba jednakowoż pamiętać, że taki artykuł jest chroniony prawem autorskim. Zaś właściciel tych praw (tutaj Onet) niekoniecznie może patrzeć przychylnym okiem na publikowanie takiego artykułu w innych publikatorach.