Witam Wszystkich Forumowiczów
Troszkę zajęło czekanie na zarejestrowanie przez Admina ale jest w końcu z nowym rokiem.
Dobra pochwalę się i ja choć teraz jak porównuję swój egzemplarz (wydawało mi się że spory) z tymi pokazanymi przez wcześniej piszących, to wypada skromnie.
Atutem z kolei jest to że mam chyba stosunkowo rzadką i niepopularną u nas klasyczną odmianę typowo zieloną. Nie czerwoną i nie zieloną z czerwonymi czy białymi brzegami nawet. Widzę taką tylko na jednym zdjęciu u kolegi który wysadził ją do gruntu ale moja jest zdecydowanie większa. Też bym spróbował ją posadzić w gruncie ale niestety na balkonie wydaje mi się to trudną operacją.
Do rzeczy. Roślina przywieziona z Irlandii. Ma około 4 i pół roku kiedy to była odrostem od dużej około 3 metrowej rośliny. Mniej więcej taka jak jej "córka" po prawej. Roślinka rosła w doniczce przez pierwsze półtora roku w Irlandii na tarasie 12 miesięcy w roku a później udało mi się przywieść ją jako "mienie przesiedleńcze" do ojczyzny i tutaj rośnie w już większej donicy od około 3 lat. Teraz ma około metra szerokości i około 90 cm wysoka licząc od ziemi. Fota jest z lipca ub roku z mocno słonecznego polskiego lata stąd jej końcówki są nieco spalone, przyschnięte. Zieleń też niezbyt soczysta. Teraz tzn w styczniu jest mniej tych przyschnięć, zieleń jakby soczystsza (ale może to kwestia burego, ciemnego styczniowego dnia) i chyba chyba nieco więcej liści. Stożek wzrostu zdrowy. W Polsce staram się by roślina też była cały rok na zewnątrz ale jednak trochę mięknę i gdy jest zimno powiedzmy około minus 4 to zabieram ją do środka. Mam świadomość że roślina doznaje pewnie szoku termicznego gdy nagle dostaje o około 25 stopni C więcej dlatego staram się tego unikać maksymalnie. Generalnie ostatnie zimy są bardzo lekkie, jak na polskie realia, a temperatury zimowe nie spadają (przynajmniej w Warszawie) poniżej tych rekordów zimna jakie pamiętam z Dublina czyli powiedzmy krótkotrwałe minus 5 stopni w nocy. Generalnie roślina przeszła już przynajmniej z 1, 2 kryzysy przeważnie w momentach albo wspomnianego zimowego 25-stopniowego gwałtownego szoku albo w okresie wiosennym. Na podstawie skromnych informacji w necie, swojej 8-letniej obserwacji pogody w Irlandii i analizy stref mrozoodporności USDA (6b w Warszawie vs 8-9 w Dublinie) wnioskuję że taką graniczną, bezpieczną temperaturą mrozu dla kordyliny jest około minus 7 stopni. Przycinałem wtedy przyschnięte, nierzadko do połowy,(chyba raczej nie powinno się tak robić) liście i roślina odbijała, wracała do zycia po pewnym czasie. Generalnie odnoszę wrażenie że najbardziej szkodzą/szkodziły jej nie mrozy a szoki skoków temperatury albo spalenie końców liści przez intensywne słońce (balkon skierowany na południe i do tego pewnie efekt mikrofali tzn odbijania ciepła przez jego ściany).
Latem 2018 roku zauważyłem że obok rośliny w doniczce zaczyna odbijać świeży kilkumilimetrowy odrost młodej rośliny (może nawet było ich ze 2 czy 3 ale jakoś nie rozwineły się dalej). Odebrałem to jako sygnał że nie jest jej u mnie tak żle skoro rozrasta się na mniejsze pędy
Postanowiłem oddzielić jeden myśląc że pójdzie to w miarę łatwo tak jak wcześniej odciąłem ją w Irlandii. Po odkopaniu rośliny zauważyłem że wykształciła już na prawdę sporą hmmm.... nazwijmy to karpę. Powiedziałem sobie że trudno i ryzykując mechaniczne uszkodzenie dużej rośliny oddzielę to kłącze. Okazało się że nie będzie to łatwe. Karpa okazała się bardzo twarda, masywna i jakby zbita. Ostry nóż z ząbkami nie dawał rady odciąć kłącza. Miałem spore obawy czy własnie katując tą karpę nie żegnam się z kilkuletnią rośliną. Ostatecznie wkurzyłem się i kłącze odciąłem ręczną piłą
Roślinę dużą szybko zakopałem z powrotem i podlałem. Przeżyła bez żadnego uszczerbku na zdrowiu a "roślinę-córkę" (już "urodzoną" w Polsce) wpierw przez ileś godzin potrzymałem w wodzie a później przesadziłem do doniczki i rośnie do dziś (ją teraz w zimie trzymam jednak wewnątrz, tez troche przysychają jej końcówki liści ale jakoś rośnie już pół roku).Może powieniem jednak traktować już tak samo jak roślinę dorosłą. Nie wiem.
Dobra rozpisałem się deko w tym debiutanckim poście. Jeszcze o podlewaniu. Rośliny mimo że praktycznie cały czas są na balkonie to w praktyce ma on taką budowę że mało kiedy pada na nie deszcz więc oczywiście muszę je podlewać. W gorące lato (roślina zaliczyła już około 40 stopniowy, kilkudniowy upał, balkon nagrzewa się) raz na 2-3 dni plus prawie codziennie spray z wody na liście (raczej wieczorem by się nie nagrzewała). W zimie oczywiście rzadko. Powiedzmy raz na tydzień albo i rzadziej. Zero spray'a z wody.
Jesli ktoś jeszcze ma taką typową zieloną odmianę to proszę o jakieś swoje uwagi, wrażenia, porady i oczywiście fotki. Z góry dziękuję i pozdrawiam noworocznie
[/URL][/img]